Spotkanie z Gibsonem
Minęło już parę tygodni od mojego powrotu z Polski, a ja nie mogę znaleźć kilku chwil na opisanie mojego spotkania z ojcem Johnem Gibsonem. Może jednak teraz mi się uda to zrobić
Zaczęło się wszystko w Niedzielę Miłosierdzia. Dzień wcześniej byłem zaproszony na ślub i wesele dwojga wspaniałych ludzi, Magdy i Artka. Wesele skończyło się nad ranem i wprost stamtąd pojechałem do Łagiewnik. Zdążyłem jeszcze na koniec nocnego czuwania, wyspowiadałem się i mogłem uczestniczyć z czystym sercem w pierwszej mszy świętej, o szóstej rano. Byłem wcześniej umówiony na spotkanie z ojcem Gibsonem, wymieniliśmy kilka listów elektroniczną pocztą, ale jedyne, co wiedziałem, to to, że planuje spowiadać w Sanktuarium, że prawdopodobnie będzie jedynym kapłanem spowiadającym m.in. po koreańsku i albańsku i miałem w pamięci mgliste wspomnienie jego wyglądu ze zdjęcia zamieszczonego na stronie z zapisem rozmowy z nim.
Po porannej mszy przeszedłem wzdłuż konfesjonałów, nie jestem pewien, czy wszystkich, nigdzie nie zobaczyłem karteczki z językiem koreańskim. Usiłowałem się dowiedzieć w informacji, ale powiedziano mi, że kapłani nie muszą się do nich zgłaszać, często po prostu sami wybierają konfesjonał bez informowania kogokolwiek o swym przybyciu. Było coraz więcej pielgrzymów, a mnie już zaczynały się kleić oczy po nieprzespanej nocy, więc postanowiłem jednak zrezygnować i iść do domu.
Przeciskając się przez tłum w kierunku wyjścia, zobaczyłem dwu księży, lub braci w karmelitańskich habitach idących w przeciwnym kierunku. Jeden młodziutki, szczupły, a drugi w sile wieku… zaczepiłem ich na wszelki wypadek i okazało się, że rzeczywiście, był to ojciec John z bratem zakonnym, który go przywiózł. Poszedłem zatem z nimi, gdyż ojciec John jeszcze niezbyt dobrze zna polski język (choć pewnie niedużo mu trzeba czasu, aby się nauczyć, zna coś z siedem innych języków), pomogłem w kontakcie z siostrą, która wybrała mu konfesjonał i przetłumaczyłem, że może koncelebrować mszę o 12 a po niej zaproszony jest na obiad. Ojciec Gibson zapytał: „To będziesz tu przed 12, żeby mi pokazać, gdzie mam iść?” Nie bardzo mi wypadało odmówić, więc przytaknąłem. Ze spania na razie nici.
Pojechałem zatem na dworzec w Krakowie, gdzie spotkałem się z kilkoma osobami znanymi mi tylko wirtualnie do tej pory. Umówiłem się z Inką na wyjazd następnego dnia do Darka i wróciłem do Łagiewnik. Tam pomogłem ojcu Johnowi, zostałem jeszcze na mszy o 12 i po południu wróciłem do domu, na zasłużony odpoczynek.
Nie było to jednak moje ostatnie spotkanie z Gibsonem. Umówiliśmy się, że odwiedzę go w Czernej, gdzie przebywa odbywając nowicjat w klasztorze Karmelitów Bosych. Dlaczego kapłan z wieloletnim stażem jest w nowicjacie, to już każdy może przeczytać TUTAJ. Ja chciałem natomiast w Czernej zrobić dwie rzeczy: Ponowić śluby szkaplerzna i odbyć generalną spowiedź z mojego życia.
Jako dziecko chodziłem co niedzielę do kościoła Karmelitów Bosych w Krakowie na Rakowickiej. Prawdopodobnie otrzymałem tam też, przy okazji pierwszej Komunii Świętej szkaplerz, ale nie mogę sobie tego z pewnością przypomnieć. Szkaplerz nosiłem, co prawda z przerwami, czasem kilkuletnimi, całe moje życie. Teraz mam go zawsze i chciałem jeszcze raz go przyjąć z rąk kapłana Karmelity, już całkiem świadomie. Spowiedź natomiast niekoniecznie miała być związana z duchowością karmelitańską, szczerze mówiąc myślałem raczej o Dominikanach, ale wyszło inaczej.
Gdy przyjechałem do Czernej, spotkałem się z ojcem Johnem Gibsonem w rozmównicy, porozmawialiśmy chwilę o naszych losach, wytłumaczyłem mu, dlaczego przyjechałem do Czernej i on mi zaproponował, że może wysłuchać mojej spowiedzi. Tam, gdzie akurat przebywaliśmy. Słabo się broniłem, że nie jestem jeszcze przygotowany, ale zapewnił mnie, że mi pomoże. I tak też się stało. Tylko dlaczego ja pojechałem do Polski, żeby po angielsku odbyć spowiedź z całego mojego życia? Ale cóż, pewnie Bóg tak chciał. W końcu już prawie połowę tego życia grzeszę w angielskiej strefie językowej;).
Później, gdy z rąk innego kapłana otrzymałem szkaplerz i ponowiłem swoje śluby, rozmawialiśmy chwilkę o ojcu Gibsonie. Powiedział on, że ojciec John szybko się uczy, już odmawia brewiarz po polsku i powiedział jeszcze coś. Mianowicie, że dla kapłana niemożność wysłuchiwania spowiedzi, odpuszczania grzechów w imię naszego Pana jest dużym ciężarem. A w Czernej nie ma tak wielu chętnych do spowiedzi po angielsku, czy koreańsku. Dlatego pewnie ojciec John ucieszył się, że może wysłuchać mojej spowiedzi. Ale prawdziwą korzyść odniosłem ja, bo dużą radością jest móc wyspowiadać się u mądrego i doświadczonego kapłana, takiego, który słucha i potem radzi, jak osiągnąć poprawę.
Na koniec jeszcze chciałbym zachęcić wszystkich do tego, aby odbyli kiedyś spowiedź generalną. Jest to wspaniałe przeżycie. Co prawda grzechy te już nam były odpuszczone, więc nie jest to tak całkiem zwykła spowiedź. Czasem jednak coś w nas siedzi, jakiś grzech z młodości nam przeszkadza, nie możemy sobie przypomnieć, czy na pewno z niego się wyspowiadaliśmy… Nie chodzi tu o skrupuły, o negowanie faktu, że Bóg nam odpuścił grzechy, ale o nasz komfort psychiczny… zrzucenie balastu całego życia i usłyszenie tych wspaniałych słów odpuszczenia, wypowiedzianych przez kapłana w imieniu samego Jezusa, co za wspaniała rzecz.
Także zachęcam do noszenia szkaplerzna, można coś więcej o tym dowiedzieć się TUTAJ
Zaczęło się wszystko w Niedzielę Miłosierdzia. Dzień wcześniej byłem zaproszony na ślub i wesele dwojga wspaniałych ludzi, Magdy i Artka. Wesele skończyło się nad ranem i wprost stamtąd pojechałem do Łagiewnik. Zdążyłem jeszcze na koniec nocnego czuwania, wyspowiadałem się i mogłem uczestniczyć z czystym sercem w pierwszej mszy świętej, o szóstej rano. Byłem wcześniej umówiony na spotkanie z ojcem Gibsonem, wymieniliśmy kilka listów elektroniczną pocztą, ale jedyne, co wiedziałem, to to, że planuje spowiadać w Sanktuarium, że prawdopodobnie będzie jedynym kapłanem spowiadającym m.in. po koreańsku i albańsku i miałem w pamięci mgliste wspomnienie jego wyglądu ze zdjęcia zamieszczonego na stronie z zapisem rozmowy z nim.
Po porannej mszy przeszedłem wzdłuż konfesjonałów, nie jestem pewien, czy wszystkich, nigdzie nie zobaczyłem karteczki z językiem koreańskim. Usiłowałem się dowiedzieć w informacji, ale powiedziano mi, że kapłani nie muszą się do nich zgłaszać, często po prostu sami wybierają konfesjonał bez informowania kogokolwiek o swym przybyciu. Było coraz więcej pielgrzymów, a mnie już zaczynały się kleić oczy po nieprzespanej nocy, więc postanowiłem jednak zrezygnować i iść do domu.
Przeciskając się przez tłum w kierunku wyjścia, zobaczyłem dwu księży, lub braci w karmelitańskich habitach idących w przeciwnym kierunku. Jeden młodziutki, szczupły, a drugi w sile wieku… zaczepiłem ich na wszelki wypadek i okazało się, że rzeczywiście, był to ojciec John z bratem zakonnym, który go przywiózł. Poszedłem zatem z nimi, gdyż ojciec John jeszcze niezbyt dobrze zna polski język (choć pewnie niedużo mu trzeba czasu, aby się nauczyć, zna coś z siedem innych języków), pomogłem w kontakcie z siostrą, która wybrała mu konfesjonał i przetłumaczyłem, że może koncelebrować mszę o 12 a po niej zaproszony jest na obiad. Ojciec Gibson zapytał: „To będziesz tu przed 12, żeby mi pokazać, gdzie mam iść?” Nie bardzo mi wypadało odmówić, więc przytaknąłem. Ze spania na razie nici.
Pojechałem zatem na dworzec w Krakowie, gdzie spotkałem się z kilkoma osobami znanymi mi tylko wirtualnie do tej pory. Umówiłem się z Inką na wyjazd następnego dnia do Darka i wróciłem do Łagiewnik. Tam pomogłem ojcu Johnowi, zostałem jeszcze na mszy o 12 i po południu wróciłem do domu, na zasłużony odpoczynek.
Nie było to jednak moje ostatnie spotkanie z Gibsonem. Umówiliśmy się, że odwiedzę go w Czernej, gdzie przebywa odbywając nowicjat w klasztorze Karmelitów Bosych. Dlaczego kapłan z wieloletnim stażem jest w nowicjacie, to już każdy może przeczytać TUTAJ. Ja chciałem natomiast w Czernej zrobić dwie rzeczy: Ponowić śluby szkaplerzna i odbyć generalną spowiedź z mojego życia.
Jako dziecko chodziłem co niedzielę do kościoła Karmelitów Bosych w Krakowie na Rakowickiej. Prawdopodobnie otrzymałem tam też, przy okazji pierwszej Komunii Świętej szkaplerz, ale nie mogę sobie tego z pewnością przypomnieć. Szkaplerz nosiłem, co prawda z przerwami, czasem kilkuletnimi, całe moje życie. Teraz mam go zawsze i chciałem jeszcze raz go przyjąć z rąk kapłana Karmelity, już całkiem świadomie. Spowiedź natomiast niekoniecznie miała być związana z duchowością karmelitańską, szczerze mówiąc myślałem raczej o Dominikanach, ale wyszło inaczej.
Gdy przyjechałem do Czernej, spotkałem się z ojcem Johnem Gibsonem w rozmównicy, porozmawialiśmy chwilę o naszych losach, wytłumaczyłem mu, dlaczego przyjechałem do Czernej i on mi zaproponował, że może wysłuchać mojej spowiedzi. Tam, gdzie akurat przebywaliśmy. Słabo się broniłem, że nie jestem jeszcze przygotowany, ale zapewnił mnie, że mi pomoże. I tak też się stało. Tylko dlaczego ja pojechałem do Polski, żeby po angielsku odbyć spowiedź z całego mojego życia? Ale cóż, pewnie Bóg tak chciał. W końcu już prawie połowę tego życia grzeszę w angielskiej strefie językowej;).
Później, gdy z rąk innego kapłana otrzymałem szkaplerz i ponowiłem swoje śluby, rozmawialiśmy chwilkę o ojcu Gibsonie. Powiedział on, że ojciec John szybko się uczy, już odmawia brewiarz po polsku i powiedział jeszcze coś. Mianowicie, że dla kapłana niemożność wysłuchiwania spowiedzi, odpuszczania grzechów w imię naszego Pana jest dużym ciężarem. A w Czernej nie ma tak wielu chętnych do spowiedzi po angielsku, czy koreańsku. Dlatego pewnie ojciec John ucieszył się, że może wysłuchać mojej spowiedzi. Ale prawdziwą korzyść odniosłem ja, bo dużą radością jest móc wyspowiadać się u mądrego i doświadczonego kapłana, takiego, który słucha i potem radzi, jak osiągnąć poprawę.
Na koniec jeszcze chciałbym zachęcić wszystkich do tego, aby odbyli kiedyś spowiedź generalną. Jest to wspaniałe przeżycie. Co prawda grzechy te już nam były odpuszczone, więc nie jest to tak całkiem zwykła spowiedź. Czasem jednak coś w nas siedzi, jakiś grzech z młodości nam przeszkadza, nie możemy sobie przypomnieć, czy na pewno z niego się wyspowiadaliśmy… Nie chodzi tu o skrupuły, o negowanie faktu, że Bóg nam odpuścił grzechy, ale o nasz komfort psychiczny… zrzucenie balastu całego życia i usłyszenie tych wspaniałych słów odpuszczenia, wypowiedzianych przez kapłana w imieniu samego Jezusa, co za wspaniała rzecz.
Także zachęcam do noszenia szkaplerzna, można coś więcej o tym dowiedzieć się TUTAJ
0 Comments:
Post a Comment
<< Home