Wielbłąd, ucho igielne i Święty Wawrzyniec.
Dzisiejsze czytanie zawierało słowa Pana Jezusa mówiące o tym, że łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego. Chciałbym podzielić się z Wami moimi uwagami na ten temat.
Jak interpretować takie zdania? Dosłownie? Wtedy nasze zbawienie jest praktycznie niemożliwe. Dlaczego więc Jezus użył takiego sformułowania? Żeby nam pokazać, że to niemożliwe zbawienie jest darem od Niego? Że On może dla nas uczynić to, co z ludzkiego punktu widzenia nie jest wykonalne? Jest to prawda, ale ten werset i jego kontekst nie uzasadniają takiej interpretacji. Ten fragment Ewangelii mówi o czymś innym. Jak więc inaczej można to zinterpretować?
W Biblii jest używany codzienny język. Bardzo często barwny, pełen idiomów, sformułowań zrozumiałych dla mieszkańców Palestyny współczesnych Jezusowi, a trochę mniej dla nas w XXI wieku. Ani nie mamy zbyt wiele do czynienia z wielbłądami, ani nie mieszkamy w mieście otoczonym murami, co nie jest bez znaczenia, jak zaraz postaram się wykazać.
Co prawda Krakowianie mogliby tu protestować, bo i w Lasku Wolskim w zoo jakieś wielbłądy się pasą i mury zacne zostawione przy wylocie Floriańskiej ulicy, żeby zimne północno-wschodnie wiatry zacnym krakowskim damom sukien nie podwiewały ukazując bezwstydnie ich łydki, gdy się na sumę do Mariackiego Kościoła udają. Nie będę się tu jednak zajmował żadnymi protestami mieszkańców tego statecznego grodu. Za dobrze ich znam, zazdrośników. Ja mówię o innym, dużo starszym mieście, przy którym Kraków to jeszcze, aż przykro o tym myśleć, osesek.
Pierwsza interpretacja, z jaką się spotkałem, to taka, że słowo hebrajskie oznaczające wielbłąda, oznacza też nić zrobioną z jego wełny. I to tę nić miał na myśli Pan Jezus. Przepchanie takiej nitki przez igłę nie jest niemożliwe, choć jest bardzo trudne, bo jest gruba i postrzępiona na bokach. Ta interpretacja ma swe zalety, ale nie jest za bardzo w zgodzie z kontekstem i nic nie tłumaczy. Nie wiem też, czy oryginalny język używa słowa „przejść”, czy też słowo tam użyte może też oznaczać „przesunięcie” lub „przepchanie”. Tu by się przydała pomoc kogoś mądrzejszego ode mnie. Ale nie ma to większego znaczenia, bo jest jeszcze inna, dużo, moim zdaniem, lepsza interpretacja.
Właśnie. Bo miało być o starym mieście i murach. To miasto, to, rzecz jasna, Jerozolima. Otoczona murami, w których były bramy, zamykane na noc. Ale gdyby jakiś podróżny dotarł do miasta po zamknięciu bram, w murach były otwory, przez które pojedynczy człowiek mógł się przecisnąć. W razie napadu wrogów takie wąskie przejście łatwo było zastawić i zamknąć. Przez te przechody mógł z trudem i wielbłąd przejść, pod jednym warunkiem. Trzeba było go pozbawić jakiegokolwiek bagażu. Juków, troków, worków, skrzyń, pak i nawet siodła. Rozebrany ze wszystkiego z trudem przeciskał się przez tą szparę w murze. A sam ten otwór nazywany był… tak, oczywiście, odgadliście dobrze. Nazywany był uchem igielnym.
Ta interpretacja dlatego mi się podoba, że tłumaczy co musimy zrobić, aby osiągnąć Królestwo Boże, to Nowe Jeruzalem, jak je nazywa św. Jan w Apokalipsie. Musimy pozbawić się tego naszego bagażu, który gromadzimy całe nasze życie. Ale do nieba nie tylko nic z tych skarbów nie zabierzemy, ale będą one nam zawadą w osiągnięciu zbawienia. A gdy odejdziemy w stanie łaski uświęcającej, ale zachowując nasze przywiązanie do tych skarbów, to czeka nas bolesne przepychanie się przez wąską szczelinę. Czy wypalanie go w ogniu czyśćcowym. Obojętnie, jakie wyobrażenie trafia do naszej wyobraźni, to faktem jest, że Jezus chce nam pokazać, że On czeka na nas, nie na nasze „szklane paciorki” i inne zabawki, które z takim mozołem gromadzimy całe życie i z których tacy jesteśmy dumni. Dla niego inne skarby się liczą. Nasze uczynki, nasza pomoc bliźnim w Jego Imię.
Tydzień temu obchodziliśmy w Kościele Powszechnym uroczystość Świętego Wawrzyńca. Zginął on śmiercią męczeńską, bo na żądanie urzędników cesarza Waleriana, rządzącego w połowie trzeciego wieku, dostał on rozkaz oddania bogactw Kościoła. Przyprowadził więc chorych, cierpiących, wdowy i sieroty. Wypełnił polecenie, ale oni jeszcze nie rozumieli. Skazali go na śmierć w powolnych cierpieniach, przypiekając go żywym ogniem. Dobrze by było, gdybyśmy my zrozumieli, co jest prawdziwym skarbem, który będziemy mogli zabrać za sobą do wieczności.
W parafialnym kościele w rodzinnej wsi moich rodziców, w Marcyporębie, niedaleko Wadowic, jest na głównym ołtarzu obraz św. Wawrzyńca. Nie raz jako dziecko się mu przyglądałem, stoi z palmą męczeństwa w ręce, oparty o kratę, na której był przypiekany. Moi rodzice w tym kościele brali ślub. Za 5 dni wrócą tam, aby odnowić swoje śluby w 50. rocznicę tego wydarzenia. Dziękuję Bogu co dzień za nich, za ten wspaniały dar, jaki od Pana Boga otrzymałem. Wiedzą oni aż za dobrze, czym jest cierpienie. Ich życie było trudne i dalej takie jest. Ale z pogodą znoszą te trudności i oddają Panu Bogu te skarby, które spotykają na swej drodze. Dziękuję Wam, Kochani Rodzice, za wszystkie dary, za Wasze modlitwy, za to, że pokazaliście mi Boga. Kocham Was bardzo i ja też pamiętam o Was w mych codziennych modlitwach. Wszystkiego dobrego. Nie traćcie pogody ducha, niech nam wszystkim Bóg da siłę i błogosławi nam dalej.
Mt 25,35 : Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
Mt 6,19-21: Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.
Ap 21,10,25-27 I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte - Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, ...I za dnia bramy jego nie będą zamknięte: bo już nie będzie tam nocy. I wniosą do niego przepych i skarby narodów. A nic nieczystego do niego nie wejdzie ani ten, co popełnia ohydę i kłamstwo, lecz tylko zapisani w księdze życia Baranka.
Jak interpretować takie zdania? Dosłownie? Wtedy nasze zbawienie jest praktycznie niemożliwe. Dlaczego więc Jezus użył takiego sformułowania? Żeby nam pokazać, że to niemożliwe zbawienie jest darem od Niego? Że On może dla nas uczynić to, co z ludzkiego punktu widzenia nie jest wykonalne? Jest to prawda, ale ten werset i jego kontekst nie uzasadniają takiej interpretacji. Ten fragment Ewangelii mówi o czymś innym. Jak więc inaczej można to zinterpretować?
W Biblii jest używany codzienny język. Bardzo często barwny, pełen idiomów, sformułowań zrozumiałych dla mieszkańców Palestyny współczesnych Jezusowi, a trochę mniej dla nas w XXI wieku. Ani nie mamy zbyt wiele do czynienia z wielbłądami, ani nie mieszkamy w mieście otoczonym murami, co nie jest bez znaczenia, jak zaraz postaram się wykazać.
Co prawda Krakowianie mogliby tu protestować, bo i w Lasku Wolskim w zoo jakieś wielbłądy się pasą i mury zacne zostawione przy wylocie Floriańskiej ulicy, żeby zimne północno-wschodnie wiatry zacnym krakowskim damom sukien nie podwiewały ukazując bezwstydnie ich łydki, gdy się na sumę do Mariackiego Kościoła udają. Nie będę się tu jednak zajmował żadnymi protestami mieszkańców tego statecznego grodu. Za dobrze ich znam, zazdrośników. Ja mówię o innym, dużo starszym mieście, przy którym Kraków to jeszcze, aż przykro o tym myśleć, osesek.
Pierwsza interpretacja, z jaką się spotkałem, to taka, że słowo hebrajskie oznaczające wielbłąda, oznacza też nić zrobioną z jego wełny. I to tę nić miał na myśli Pan Jezus. Przepchanie takiej nitki przez igłę nie jest niemożliwe, choć jest bardzo trudne, bo jest gruba i postrzępiona na bokach. Ta interpretacja ma swe zalety, ale nie jest za bardzo w zgodzie z kontekstem i nic nie tłumaczy. Nie wiem też, czy oryginalny język używa słowa „przejść”, czy też słowo tam użyte może też oznaczać „przesunięcie” lub „przepchanie”. Tu by się przydała pomoc kogoś mądrzejszego ode mnie. Ale nie ma to większego znaczenia, bo jest jeszcze inna, dużo, moim zdaniem, lepsza interpretacja.
Właśnie. Bo miało być o starym mieście i murach. To miasto, to, rzecz jasna, Jerozolima. Otoczona murami, w których były bramy, zamykane na noc. Ale gdyby jakiś podróżny dotarł do miasta po zamknięciu bram, w murach były otwory, przez które pojedynczy człowiek mógł się przecisnąć. W razie napadu wrogów takie wąskie przejście łatwo było zastawić i zamknąć. Przez te przechody mógł z trudem i wielbłąd przejść, pod jednym warunkiem. Trzeba było go pozbawić jakiegokolwiek bagażu. Juków, troków, worków, skrzyń, pak i nawet siodła. Rozebrany ze wszystkiego z trudem przeciskał się przez tą szparę w murze. A sam ten otwór nazywany był… tak, oczywiście, odgadliście dobrze. Nazywany był uchem igielnym.
Ta interpretacja dlatego mi się podoba, że tłumaczy co musimy zrobić, aby osiągnąć Królestwo Boże, to Nowe Jeruzalem, jak je nazywa św. Jan w Apokalipsie. Musimy pozbawić się tego naszego bagażu, który gromadzimy całe nasze życie. Ale do nieba nie tylko nic z tych skarbów nie zabierzemy, ale będą one nam zawadą w osiągnięciu zbawienia. A gdy odejdziemy w stanie łaski uświęcającej, ale zachowując nasze przywiązanie do tych skarbów, to czeka nas bolesne przepychanie się przez wąską szczelinę. Czy wypalanie go w ogniu czyśćcowym. Obojętnie, jakie wyobrażenie trafia do naszej wyobraźni, to faktem jest, że Jezus chce nam pokazać, że On czeka na nas, nie na nasze „szklane paciorki” i inne zabawki, które z takim mozołem gromadzimy całe życie i z których tacy jesteśmy dumni. Dla niego inne skarby się liczą. Nasze uczynki, nasza pomoc bliźnim w Jego Imię.
Tydzień temu obchodziliśmy w Kościele Powszechnym uroczystość Świętego Wawrzyńca. Zginął on śmiercią męczeńską, bo na żądanie urzędników cesarza Waleriana, rządzącego w połowie trzeciego wieku, dostał on rozkaz oddania bogactw Kościoła. Przyprowadził więc chorych, cierpiących, wdowy i sieroty. Wypełnił polecenie, ale oni jeszcze nie rozumieli. Skazali go na śmierć w powolnych cierpieniach, przypiekając go żywym ogniem. Dobrze by było, gdybyśmy my zrozumieli, co jest prawdziwym skarbem, który będziemy mogli zabrać za sobą do wieczności.
W parafialnym kościele w rodzinnej wsi moich rodziców, w Marcyporębie, niedaleko Wadowic, jest na głównym ołtarzu obraz św. Wawrzyńca. Nie raz jako dziecko się mu przyglądałem, stoi z palmą męczeństwa w ręce, oparty o kratę, na której był przypiekany. Moi rodzice w tym kościele brali ślub. Za 5 dni wrócą tam, aby odnowić swoje śluby w 50. rocznicę tego wydarzenia. Dziękuję Bogu co dzień za nich, za ten wspaniały dar, jaki od Pana Boga otrzymałem. Wiedzą oni aż za dobrze, czym jest cierpienie. Ich życie było trudne i dalej takie jest. Ale z pogodą znoszą te trudności i oddają Panu Bogu te skarby, które spotykają na swej drodze. Dziękuję Wam, Kochani Rodzice, za wszystkie dary, za Wasze modlitwy, za to, że pokazaliście mi Boga. Kocham Was bardzo i ja też pamiętam o Was w mych codziennych modlitwach. Wszystkiego dobrego. Nie traćcie pogody ducha, niech nam wszystkim Bóg da siłę i błogosławi nam dalej.
Mt 25,35 : Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
Mt 6,19-21: Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.
Ap 21,10,25-27 I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte - Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, ...I za dnia bramy jego nie będą zamknięte: bo już nie będzie tam nocy. I wniosą do niego przepych i skarby narodów. A nic nieczystego do niego nie wejdzie ani ten, co popełnia ohydę i kłamstwo, lecz tylko zapisani w księdze życia Baranka.
0 Comments:
Post a Comment
<< Home