Żył w ziemi US człowiek imieniem Hiob. (Księga Hioba 1,1a)

To mówi Pan: "Jeśli powiem bezbożnemu: Z pewnością umrzesz, a ty go nie upomnisz, aby go odwieść od jego bezbożnej drogi i ocalić mu życie, to bezbożny ów umrze z powodu swego grzechu, natomiast Ja ciebie uczynię odpowiedzialnym za jego krew."(Ez 3,18)

Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest. (1 P 3,15)

My Photo
Name:
Location: Charlotte, NC, USA, Poland

Jestem truckerem, który spotkał na swej drodze Boga i nie może o tym przestać mówić. Zapraszam na swoje forum, www.katolik.us

Monday, May 15, 2006

25/2/2005 Orędzie Maryi z 25. lutego 2005.

Dzisiaj Maryja w Medjugorie przekazała nam takie słowa:

“Drogie dzieci! Dziś wzywam was byście byli moimi wyciągniętymi rękoma w świecie, który umieszcza Boga na ostatnim miejscu. Dziatki, umieśćcie Boga na pierwszym miejscu w waszym życiu. Bóg będzie was błogosławił i da wam siłę, byście dawali świadectwo Boga miłości i pokoju. Jestem z wami i oręduję za wami. Dziatki, nie zapominajcie, że kocham was delikatną miłością. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”


Jak zawsze Maryja przekazuje nam to, co już znamy z Biblii i nauki Kościoła. Przypomina nam jednak pewne rzeczy, o których często zapominamy. Umieszczenie Boga na pierwszym miejscu to nic innego, jak uznanie właśnie w Nim naszego Pana. Biblia wyraźnie nas uczy, że:

Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie. (Mt 6,24)

A tymczasem niemalże każdy z nas zapomina o Bogu w pogoni za „złotym cielcem”. Pewnie, że nie ogłaszamy, że to dobra materialne są naszymi bogami, większość z nas twierdzi, że należymy do Boga i Jemu służymy, ale zastanówmy się, czy nie są to tylko puste słowa? Jak pisałem wczoraj, w zakończeniu rozmyślań o Ewangelii z nadchodzącej niedzieli, powinniśmy tak żyć, żeby prokurator nie miał problemów z udowodnieniem naszej „winy”, gdyby chrześcijaństwo zostało zdelegalizowane.

25/2/2005 Sprawa Terri Schindler-Schiavo. Najnowsze wiadomości

Są najnowsze wiadomości w sprawie Terri, ale niestety niezbyt optymistyczne. Sędzia George Greer zadecydował dzisiaj, że mąż może odłączyć rurkę karmiącą Terri, ale nie przed 18. marca. Miejmy nadzieję, że rodzinie uda się w tym czasie coś uzyskać.

W międzyczasie znalazłem ciekawy artykuł o kościele scjentologicznym, kulcie dość rozpowszechnionym w USA, zwłaszcza wśród aktorów. John Travolta jest chyba najbardziej znaną postacią związaną z tym kultem, Tom Cruise także jest scjentologiem. Duchową stolicą tego kultu jest właśnie Clearwater na Florydzie, gdzie przebywa Terri. Także sędzia decydujący o jej życiu tam urzęduje.

Scjentolodzy są potężną grupą w tym mieście, posiadają wiele hoteli i innych budynków, mają wpływ na lokalną gospodarkę, a więc i na lokalne władze. Prawdopodobnie politycy i sędziowie siedzą im w kieszeni, a przynajmniej zdają sobie sprawę, że bez poparcie scjentologów ich szanse na ponowny wybór są znikome. Być może także mąż Terri jest członkiem tego kultu. Tłumaczyłoby to jego zachowanie.

Scjentologia nie tylko uczy, że śmierć jest wyzwoleniem duszy z ciała, które jest jej więzieniem i że w cierpieniu nie ma żadnej wartości, ale aktywnie walczy z katolicyzmem. Terri i jej rodzice są katolikami. Więcej o powiązaniu scjentologów ze sprawą Terri, po angielsku, można znaleźć w tym artykule. O samym „kościele” scjentologów po polsku tutaj.

Wspomagajmy nadal rodzinę Schindlerów naszymi modlitwami i miejmy nadzieję, że uda się zmienić w ciągu tych trzech tygodni decyzję sędziego. Ja was będę informował w dalszym ciągu o rozwoju tej sprawy, bo dotyczy ona nas wszystkich. To kwestia tego, kto ma decydować o naszym życiu. Jak Terri przegra, stworzy to precedens, na który wiele spraw będzie się powoływało i to sądy, nie rodziny i nie my sami, będą decydowały o naszym życiu i śmierci.



24/2/2005 Rozmowa Jezusa z Samarytanką przy Studni Jakuba. (J 4, 5-42)

W najbliższą niedzielę czytanie z Ewangelii Janowej o spotkaniu Jezusa z Samarytanką przy studni Jakuba. Pozwólcie mi się podzielić z wami przemyśleniami na temat tego wydarzenia.

Święty Jan pisze w bardzo ciekawy sposób. Ci, co znają grekę twierdzą, że czwarta Ewangelia jest napisana bardzo prostym językiem. Święty Jan ma raczej ubogie słownictwo, ale treści nam przekazywane mają niesamowitą głębię i wiele ukrytych znaczeń. Nie wiemy nawet, czy on sam do końca poznał te wszystkie niuanse. Na pewno my wszystkich nie poznamy w naszym doczesnym życiu. Czasem natchniony pisarz jest zaledwie narzędziem, choć aktywnie współpracującym z Duchem Świętym, pod którego inspiracją przekazuje nam Słowo Boże. Ale wiemy na pewno, choćby z „Apokalipsy”, że święty Jan jest także mistykiem, więc być może był on świadomy tych pokładów ukrytych znaczeń w swej Dobrej Nowinie.

Oczywiście to główne, pierwszoplanowe znaczenie jest raczej proste i zrozumiałe dla wszystkich. Jezus, który jest „drogą i prawdą, i życiem” ma „żywą wodę”. To Jego nauka, Jego słowa i woda, która wypłynęła z Jego boku na Krzyżu. Ale święty Jan ma nam tu do powiedzenia dużo więcej.

Przede wszystkim trzeba by przypomnieć, czemu Żydzi nie rozmawiali z Samarytanami. Było to wynikiem wojny domowej, która miała miejsce niemalże 1000 lat wcześniej. My dzisiaj używamy słów „Żyd” i „Izraelita” zamiennie, głównie dlatego, że ojczyzna Żydów nazwana została Izraelem. Ale w czasach Jezusa nikt tych pojęć nie mylił. Każdy Żyd był Izraelitą, ale nie każdy Izraelita był Żydem.

Po śmierci króla Salomona jego syn, następca tronu Roboam postanowił podnieść wysokie już podatki i 10 pokoleń Izraela zbuntowało się. Odłączyli się oni od pokolenia Judy pod przewodnictwem Jeroboama, a jedyne pokolenie, jakie zostało z Judejczykami to mały szczep Beniamina, zbyt słaby i zbyt blisko związany terytorialnie z Jerozolimą, żeby mógł się odłączyć. Żydami byli właśnie członkowie plemienia Judy. Sam święty Paweł, gdy mówił o swym pochodzeniu, nazywał się w 2Kor 11,22, Rz11,1, czy Flp 3;5 „Izraelitą”, gdyż on sam był właśnie członkiem pokolenia Beniamina. Jedynie wtedy nazywa siebie Żydem, gdy chce podkreślić swoją wiarę, gdy ma na myśli wspólnotę wierzeń z tymi, do których przemawia.

Od czasu odłączenia się 10 pokoleń trwała nienawiść między Judeą a Izraelem. Nie tylko bowiem nawzajem oskarżali się oni o rozbicie jedności Narodu Wybranego, to jeszcze Samarytanie nie uznawali Jerozolimy za miejsce, gdzie powinno się oddawać cześć Bogu. Ustanowili swą stolicę w Samarii. Zaczęli też oddawać cześć złotym cielcom, bożkom, na górze Garizim. Co gorsze, Samarytanie nie zachowali „czystości krwi”. Nie zawierali małżeństw między sobą, wewnątrz swych pokoleń, ale byli na wpół Babilończykami, czy też Asyryjczykami. Po prostu ich terytorium po rozpadzie Izraela na dwa królestwa zostało podbite przez Babilończyków, a następnie przez Asyrię w 722. roku. Część mieszkańców wysiedlono, przywieziono ludność z innych podbitych krajów i zmuszono ich do mieszanych małżeństw. Była to zwykła ówczesna praktyka stosowana przez Asyrię, gdyż ułatwiała rządzenie podbitymi narodami. Traciły one swe poczucie narodowościowe i swą religię, więc łatwiej wtapiały się w nowy organizm państwowy.

Samarytanie jednak nie utracili do końca swej religii. Nie uznawali oni całej Biblii, jak Żydzi, ale uznawali Torę, Pięcioksiąg. Pierwsze pięć ksiąg Starego Testamentu. To właśnie za pewnymi wersetami z Księgi Rodzaju uważali, że Bogu należy oddawać cześć na Górze Garizim, nie w Jerozolimie. Żydzi, zwłaszcza kapłani, rzecz jasna, nie zgadzali się z tym, z wielu względów. Teologicznych przede wszystkim, ale i materialnych, czerpiąc spore korzyści materialne z obowiązku wykonywania nakazów prawa przez wiernych.

Jezus, rozmawiając z Samarytanką, powiedział, że gdyby wiedziała ona kim jest, prosiłaby Go o „żywą wodę”. Ona, zdziwiona, że ten Żyd rozmawia z nią, Samarytanką i do tego kobietą, pyta: Czyżbyś był większy od Jakuba, który nam dał tą studnię? Możliwe, że nawet pokpiwała sobie trochę, bo Samarytanie bynajmniej nie mieli poczucia niższości w stosunku do Żydów. Uważali się, słusznie poniekąd, za potomków Jakuba i uważali, że potomkowie Judy, który był zaledwie jednym z synów Jakuba są narodem niejako mniej ważnym. Niemniej jednak poprosiła Go o tę „żywą wodę”, może chcąc go wystawić na próbę. Jezus na to powiedział jej, żeby przyprowadziła męża. Ona odpowiedziała, że nie ma męża. Na to Jezus: To prawda, miałaś pięciu, ale ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem.

Do tej pory wszystko było raczej dość jasne. Ale teraz odpowiedź Samarytanki jest zdumiewająca. Mówi ona: „ Panie, jesteś plotkarzem. Kto ci te plotki naopowiadał?” Nie, żartuję oczywiście. Samarytanka mówi: „Widzę, że jesteś prorokiem.” Ale co w tym zdumiewającego? Skoro Jezus znał jej życie, mimo, że zobaczyli się pierwszy raz, to czy to nie wskazuje na dar proroctwa? Być może. Ale prorok miał bardzo konkretne znaczenie dla Samarytan. Oni nie uznawali żadnych proroków, uznanych przez Judejczyków. Głównie zresztą dlatego, że ci nie mieli dla Izraela innych słów, niż słowa potępienia. Wszyscy prorocy potępiali Samarię za opuszczenie Jerozolimy, za łączenie swej religii z religiami sąsiednich narodów, za mieszanie się z innymi ludami i poddawanie się innym królom. Oczekiwali oni tylko na jednego proroka, bo w Pięcioksięgu jest obietnica jego przyjścia.

Mojżesz w Księdze Powtórzonego Prawa 18,15 mówi:
„Pan, Bóg twój, wzbudzi ci proroka spośród braci twoich, podobnego do mnie. Jego będziesz słuchał.” Ten Prorok, obiecany przez Mojżesza, był utożsamiany z Mesjaszem. Także Żydzi czekali na niego, co widzimy choćby w 6. rozdziale Ewangelii Jana, gdy po nakarmieniu pięciu tysięcy mężczyzn pięcioma chlebami (symbol Tory, Pięcioksięgu) pozostało 12 koszy ułomków (symbol dwunastu pokoleń Izraela). Prorok był obiecany w Pięcioksięgu, przez Mojżesza, autora Tory, człowieka, który nakarmił manną 12 pokoleń Izraela. Nic dziwnego, że gdy Żydzi zobaczyli cud Jezusa zawołali: A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat. Także Filip, jeden z dwunastu apostołów, rozpoznał w Jezusie tego proroka: Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy - Jezusa, syna Józefa z Nazaretu. (J 1,45)

I Samarytanka uznała w Jezusie tego proroka, a przynajmniej zaczyna wierzyć, widzi, że to jakiś autorytatywny Nauczyciel. Dlatego też pyta Go, gdzie należy oddawać cześć Bogu: Na tej górze, czy w Jerozolimie? Jezus odpowiada, że Żydzi posiadają prawdę, a Samarytanie są wyznawcami pogańskich religii, czcząc to, czego nie znają, ale zapowiada też, że nadszedł czas, gdy wszyscy będą czcić Boga nie na tej, czy innej górze, ale w swych sercach, w Duchu i prawdzie.

Przypatrzmy się bliżej temu dialogowi Samarytanki z Jezusem:
„…kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą. Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem.” Słowa Jezusa można przetłumaczyć troszkę inaczej, mianowicie: „Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, z którym jesteś teraz, nie jest twoim mężem”. Albo, inaczej mówiąc, słowa Samarytanki były nie tylko słowami opisującymi jej osobistą sytuację rodzinną, ale sytuację całego jej narodu. I Jezus mówiąc, że „ten, z którym teraz jesteś nie jest Twoim mężem” miał na myśli siebie samego. Pozwólcie, że szerzej to wytłumaczę:

Cały kontekst rozmowy Jezusa z kobietą wskazuje na to, że chodzi tu o coś więcej, niż jej matrymonialną sytuację. Przewija się przez tą rozmowę wątek oddawania czci Bogu. Samo słowo „mąż”, baal może oznaczać mąż, ale także pan, bożek, czy Bóg. W 2.Księdze Królewskiej rozdział 17 czytamy, że Izrael czcił Baalów, bożków z pięciu krain, czcił też co prawda Boga, ale nie tak, jak Bóg nakazał, a więc nie poddając się Mu, odrzucając Jerozolimę jako miejsce, gdzie Mu należy oddawać cześć. „Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem.” Ozeasz prorokował Izraelowi:

„I stanie się w owym dniu - wyrocznia Pana - że nazwie Mnie: Mąż mój, a już nie powie: Mój Baal. Usunę z jej ust imiona Baalów i już nie będzie wymawiać ich imion. W owym dniu zawrę z nią przymierze, ze zwierzem polnym i ptactwem powietrznym, i z tym, co pełza po ziemi. Łuk, miecz i wojnę wyniszczę z jej kraju, i pozwolę jej żyć bezpiecznie. I poślubię cię sobie [znowu] na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana.” (Oz 2:18-22)

Nic dziwnego, że po wysłuchaniu słów Jezusa, że miała ona pięciu mężów, (baalim) a ten, którego ma teraz, nie jest jej mężem, zrozumiała, że Jezus jest Mesjaszem, Prorokiem, na którego oczekiwali tyle lat. Do tego warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Cała ta rozmowa miała miejsce przy Studni Jakuba. Pamiętacie, gdzie ostatni raz byliśmy przy niej? Jakub przy tej studni znalazł swoją żonę, Rachelę. Cały więc kontekst tej opowieści jest matrymonialny.

Co przypomina mi raz jeszcze, że Bóg bardzo często używa porównań tego typu. Kościół jest Jego Oblubienicą. Osoby konsekrowane, siostry zakonne, ale także bracia i kapłani, są mistycznie zaślubieni Bogu. I przede wszystkim nasze małżeństwa, które są obrazem Boga. Najlepszym przykładem na zrozumienie istoty Boga, faktu, że jest On Trójcą, to obraz rodziny. Małżeństwo jest święte i dlatego powinniśmy walczyć o rodzinę. O tradycyjną rodzinę, nie jakieś chore związki. Bo naszym Panem jest Bóg, nie oddawajmy czci żadnym baalom.

Dalszy kontekst tej Ewangelii też jest ciekawy. Jezus, po dwudniowym pobycie wśród Samarytan, którzy uznali w Nim Zbawiciela Świata, powraca do Kany Galilejskiej, (znowu wskazówka zwrócona w stronę „małżeńskiej symboliki”) i uzdrawia syna królewskiego urzędnika, a więc poganina. Przypomina się nakaz Jezusa, jaki zostawił uczniom, odchodząc do Nieba po zmartwychwstaniu:


Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi.
(Dz 1,8)

Święty Jan pokazał w swej Ewangelii, w czwartym rozdziale, że sam Jezus głosił Dobrą Nowinę i niósł uzdrowienie dusz i ciał w Jerozolimie, Judei, Samarii i aż po krańce świata takiego, jaki znali ówcześni ludzie.

Ewangelia ta uczy nas jeszcze jednej rzeczy. Że nie powinniśmy się bać ewangelizować. Głosić Dobrej Nowiny. Także tym, którzy są „beznadziejnymi przypadkami”. Trudno sobie wyobrazić bardziej beznadziejny przypadek, niż Samarytanin. Tysiąc lat nienawiści, potężny bagaż historyczny. Oskarżanie się wzajemne o najgorsze przestępstwa i grzechy. I na skutek nauczania Jezusa cale miasteczko uznało w Nim, Żydzie, Zbawiciela Świata. To wskazuje nam na fakt, że nie wiemy, kto otrzyma łaskę nawrócenia i kiedy. I nie jest to nasza sprawa. My pracujemy w dziale sprzedaży, tamte decyzje to sprawa Zarządu. Ale Święty Paweł nas uczy:


Jakże więc mieli wzywać Tego, w którego nie uwierzyli? Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił?
(Rz 10:14 )

Oraz:


Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg.
(1 Kor 3,6-11)

Nie przejmujmy się zbytnio więc i nie traćmy ducha, ale głośmy Dobrą Nowinę. Także tym, a może raczej zwłaszcza tym, którzy ją najmniej znają, nie rozumieją jej i nie pragną jej usłyszeć. I nie znaczy to wcale, że musimy im skakać do oczu z wersetami. Ale stosujmy sami naukę Jezusa w naszym życiu, z radością i uśmiechem, a oni widząc nasze życie sami się zapytają, co nami kieruje. Żyjmy tak, aby prokurator nie miał problemów z udowodnieniem nam naszej „winy”, gdyby zdelegalizowano Chrześcijaństwo. Bo coś mi się wydaje, że w przypadku wielu z nas, mnie nie wyłączając, adwokat miałby aż zbyt łatwe zadanie.

J 4,5-42:


Jezus przybył do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które /niegdyś/ dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła /tam/ kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem. Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i /wiedziała/, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić - prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło? W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą. Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga. Odpowiedział jej Jezus: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie. Rzekła do Niego kobieta: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię. Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Jednakże żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? - lub: - Czemu z nią rozmawiasz? Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem? Wyszli z miasta i szli do Niego. Tymczasem prosili Go uczniowie, mówiąc: Rabbi, jedz! On im rzekł: Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie. Mówili więc uczniowie jeden do drugiego: Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia? Powiedział im Jezus: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło. Czyż nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa? Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli. Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam. Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata.

24/2/2005 Bogacz i żebrak imieniem Lazarz. (Łk 16, 19-31)

Dzisiejsza Ewangelia była z Łukasza 16, wersety 19-31. Pisałem już o niej we wrześniu, ale nie każdy wraca tak daleko do mojej pisaniny, chciałbym więc zaprosić dzisiaj do ponownego przeczytania tego tekstu. Wystarczy kliknąć na TEN LINK . A na stronie WWW.HIOB.US można dodać swój komentarz.

Łk 16,19-31:


Jezus powiedział do faruzeuszów: Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu. Lecz Abraham odrzekł: Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać. Tamten rzekł: Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki. Lecz Abraham odparł: Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają. Nie, ojcze Abrahamie - odrzekł tamten - lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą.

22/2/2005 Paul Spiegel, Papież, aborcja i holokaust

Przewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech Paul Spiegel oraz politycy Zielonych i liberalnej FDP skrytykowali Papieża Jana Pawła II za porównanie aborcji do holokaustu. Takiego porównania użył Papież w książce „Pamięć i tożsamość”, która ma się ukazać w Niemczech w najbliższą środę.

Jest to zdumiewające i już pisałem o tym w tym felietonie o aborcji, wspominając Spiegla krytykującego kardynała Meisnera, arcybiskupa Kolonii, który użył podobnego porównania. Nie będę więc powtarzał swoich argumentów, ale chciałem zacytować, za serwisem Interia.pl kilka sformułowań Spiegla.

Spiegel powiedział internetowej gazecie "Netzeitung", że "głowa Katolickiego Kościoła" "nie pojął, albo nie chce pojąć, że holokaustu nie można porównywać z aborcją". Nazwał stanowisko Jana Pawła II "niedopuszczalnym porównaniem". Dodał, że Kościół Katolicki "nie pojął, lub też nie chce pojąć, że istnieje ogromna różnica między ludobójstwem na masową skalę, a tym, co kobiety czynią z własnym ciałem". Ale co naprawdę zdumiewające, dodał także, że "aborcję można określić jako morderstwo nienarodzonego życia".

Pomyślmy trochę nad tą logiką. Paul Spiegel, Żyd, przywódca jakiejś żydowskiej organizacji przyznaje, że aborcja jest morderstwem nienarodzonego życia i równocześnie się oburza, że porównuje się to do holokaustu? Czym jest to nienarodzone życie w łonie matki? Nowotworem? Guzem? Mikrobem? Jakąś formą organicznej tkanki bliżej nieokreślonego gatunku? Tak może myśleć tylko taki (wybaczcie mi to określenie) kretyn, jak Paul Spiegel. Każdy normalny człowiek wie, że życie poczęte w łonie człowieka jest człowiekiem. Ma DNA naszego gatunku i nic innego nie wyrośnie z tego małego organizmu, niż człowiek taki jak ja, ty czy Spiegel. Nie stajemy się człowiekiem w dziewiątym miesiącu ciąży, ani w siódmym. Moja córka urodziła się w szóstym miesiącu i też była człowiekiem, zapewniam was. Od samego początku, od połączenia pierwszych dwóch komórek, ojca i matki, nowe życie ma 46 chromosomów i wszystkie cechy genetyczne gatunku ludzkiego.

Jeżeli więc on, Paul Spiegel, uważa, że nie można porównać morderstwa dzieci nienarodzonych z morderstwem Żydów, to co to znaczy? Czy nie jest to stopniowanie wartości życia ludzkiego? Czy nie twierdzi on, że jedni ludzie są bardziej warci życia, niż inni? Spiegel powiedział, że „Kościół Katolicki "nie pojął, lub też nie chce pojąć, że istnieje ogromna różnica między ludobójstwem na masową skalę, a tym, co kobiety czynią z własnym ciałem". Hmmm. Czemu więc on sam się dziwi, że Naziści uważali, że istnieje różnica między tym, co Niemcy robią z dziećmi własnej narodowości, a Żydami? Jeżeli zaczniemy uważać jeden rodzaj ludzi za lepszy od drugiego, to jakie ma prawo przedstawiciel jednej grupy potępiać kogoś, kto broni innej grupy ludzi, podobnie skrzywdzonej przez swych prześladowców? Jak pisałem w tym felietonie, do którego podałem link powyżej, w USA dokładnie tyle samo procentowo dzieci zostało zamordowanych, ilu zginęło Żydów podczas II Wojny Światowej. I to nie licząc dzieci zabitych lekami wczesnoporonnymi i pigułkami antykoncepcyjnymi.

Papieża także zgodnie krytykują Zieloni i Czerwoni, ale nawet nie chce mi się ich opinii przytaczać tutaj. Ale po członkach tej partii, zwłaszcza Niemcach, trudno się spodziewać czegoś innego. Dziwi mnie tylko, że Żyd im tak zawzięcie wtóruje. Zainteresowanych odsyłam do samego artykułu w Interii. Obawiam się zresztą, znając naszych dzielnych dziennikarzy, że komentarze krytykujące Papieża będą dostępne w każdym portalu z wiadomościami i w każdej gazecie i periodyku. Co nie zmieni w niczym faktu, że Paul Spiegel bredzi. Przypuszczam zresztą, że większość Żydów, a przynajmniej ci, którzy myślą, jest zawstydzonych takimi opiniami. Nie pomagają one w niczym temu narodowi, powodując tylko niechęć niektórych ludzi. W końcu wiemy wszyscy, że są ludzie utożsamiający naród z jego przywódcami.

Proszę jeszcze tylko o jedno: Nie mówcie mi, że jestem antysemitą. Antysemityzm jest obrzydliwością i jest mi to uczucie zupełnie obce. Przeczytajcie zresztą słowa Andrzeja Szczypiorskiego klikając TUTAJ, słowa, pod którymi ja mógłbym się podpisać obiema rękami. Sam uważam się za Żyda w sensie duchowym, wyznawcę tej samej religii. Jedyna różnica to ta, że ja uznałem w Jezusie Mesjasza, a większość dziś żyjących Żydów tego nie zrobiło. Ale są to moi starsi bracia w wierze, jak często nazywa ich nasz Papież. Uważam, że naród ten przeżył wiele tragedii w swej historii. Holokaustu z II Wojny Światowej, którego byli oni ofiarami nie można porównać z tragedią innych narodów, może poza Romami. Tylko te dwa narody miały wydany wyrok śmierci na siebie tylko za to, że byli Żydami, czy Cyganami. Ale broniąc nienarodzonych dzieci i porównując ich tragedię do tragedii Żydów, nie odbieramy Żydom przecież niczego. Nie da się więc niczym innym uzasadnić bredzenia Spiegla, niż aktywizmem mającym na celu zalegalizowanie aborcji i odczłowieczenie tej tragedii, redukując życie tych dzieci do jakiejś formy "podludzi", czy ludzi gorszego rodzaju. Ponownie: Zdumiewające, że Żyd głosi taką opinię.

Wierzę, że wśród Żydów nie brak ludzi broniących życia poczętego. W końcu Biblia pełna jest przykładów pokazujących, że Bóg nas zna zanim się narodzimy. Nie jesteśmy „wypadkami”, nie powstaliśmy przez przypadek. I tragedia dzieci nienarodzonych jest nie mniejsza, niż tragedia narodu Żydowskiego. Analogie można by mnożyć. I jeżeli są jakieś różnice, to chyba takie, że nienarodzone dzieci już w ogóle same nie mogą się bronić. Jeżeli my im nie pomożemy, nie zrobi tego nikt. I zadziwiające jest, że właśnie przedstawiciel Żydów, narodu,który, wydawałoby się, najbardziej powinien współczuć słabym i prześladowanym, postanowił bronić prawa tych, którzy tych najsłabszych w bestialski sposób mordują.

20/2/2005 Terri Schindler-Schiavo raz jeszcze

Jeszcze parę szczegółów o Terri. Słuchałem wczoraj audycji „The World Over” na EWTN i gościem jej byli ojciec Terri i adwokat prowadzący sprawę. Dowiedziałem się między innymi, że Terri już 15 lat jest w takim stanie. Początkowo, gdy nastąpił wypadek, jej mąż podał szpital, do którego była odwieziona do sądu o odszkodowanie i wygrał sprawę. Odszkodowanie wynosiło ponad milion dolarów. W sądzie, rzecz jasna, zeznawał on, że pieniądze są mu potrzebne do opieki nad żoną i że będzie on to robił do końca życia. Nie było wtedy mowy o tym, że Terri kiedykolwiek mówiła, że chciałaby skończyć ze sobą czy coś takiego.

Po jakimś czasie mąż wystąpił do sądu o zgodę na przerwanie żywienia jej, gdyż podobno widząc kiedyś w telewizji osobę chorą i podłączoną do różnych urządzeń podtrzymujących życie wyraziła ona opinię , że „nie chciałaby żyć tak, jak ta kaleka”. Świadkami tego miała być jego siostra i szwagier. Natomiast rodzina Terri uważa, że to wyssany z palca argument, mający dać mu pretekst umożliwiający jej zabicie.

Oczywiście zdumiewające jest, że nawet, gdyby ta uwaga była prawdziwa, to sąd przywiązuje do niej jakąkolwiek wagę. Co innego, gdy mając 20 lat i będąc w pełni zdrowia, w luźniej rozmowie, pod wpływem ujrzenia w telewizji kogoś cierpiącego, powiemy to, co rzekomo powiedziała Terri, a co innego wyrażenie naszej woli, aby nas nie ratowano przed śmiercią za wszelką cenę. Terri nigdy takiej woli nie wyrażała, ani słownie, ani na piśmie. A dla sądu i tak tylko pisemna opinia powinna być wiążąca. Gdy sądy w ten sposób zaczną podchodzić do naszych luźnych uwag, to wszyscy musimy zacząć bardzo uważać na to, co mówimy.

Do tego jeszcze inny aspekt. Terri, jak już pisałem, nie jest umierająca, nie jest cierpiąca, nie jest nieprzytomna i nie potrzebuje do utrzymania przy życiu żadnej aparatury. Rurka przy pomocy której jest karmiona nie różni się niczym, powiedzmy, od smoczka, którym karmimy niemowlę. A przecież nikomu by nie przyszło do głowy, że można by w majestacie prawa zezwolić na odjęcie smoczka od ust niemowlęcia.

Stan zdrowia Terri można porównać do osoby z chorobą matołectwa, czy z wodogłowiem, czy zaawansowanym zespołem Downa. Potrzebuje ona opieki i musi być karmiona, ale poznaje osoby bliskie, stara się mówić. Terapeuta mowy, który ją badał uważa, że kilka miesięcy terapii pozwoliłoby na to, żeby mogła się ona komunikować z bliskimi w pewnym zakresie. Mąż się jednak nie zgadza na terapię.

Patrząc na ten przypadek zacząłem się zastanawiać nad tym, co było w Niemczech 70 lat temu. Tam także powoli sądy i prawo zaczęły dopuszczać coraz szersze wyjątki likwidowania osób „innych”. A obywatele milczeli. Na samym początku, po dojściu Nazistów do władzy, nie było masowych wywozów do obozów koncentracyjnych. Na początku przejęli oni władzę w sposób demokratyczny. A przecież wystarczy, że „dobrzy ludzie” będą milczeć widząc zło. Wystarczy nasza obojętność, a zło zwycięży.

Mąż Terri już dwukrotnie doprowadził do odcięcia jej od pokarmu. Za drugim razem, w 2004 roku, na sześć dni. Wtedy to interweniował gubernator Florydy, J. Bush, brat prezydenta, i przywrócono żywienie. Sądy później uznały, że gubernator przekroczył kompetencje. Do ponownego odłączenia już jednak nie doszło, gdyż w międzyczasie rodzina złożyła kolejne odwołania w różnych instancjiach sądowych.

Rodzina łapie się każdej możliwości. W końcu to ich dziecko, ich siostra. Tymczasem mąż z jakimś niesamowitym uporem dąży do jej unicestwienia. On sam już od 10 lat mieszka z inną kobietą. Ma z nią dwoje dzieci. Rodzina Terri proponowała mu niejednokrotnie, że nie tylko może zatrzymać wszystkie pieniądze, jakie otrzymał jako odszkodowanie, wszystkie pieniądze jakie być może kiedykolwiek otrzyma ze sprzedaży tej historii jako scenariusz filmowy, czy jako książkę, ale może żądać czegokolwiek od nich i ci zrobią wszystko, co w ich mocy, aby sprostać jego żądaniom. Bez skutku.

Co doprowadza nas do kilku pytań. Pierwsze to dlaczego? Czego się boi jej mąż? Czy tego, że po terapii mowy Terri mogłaby coś powiedzieć? Terri, według słów ojca, zanim doznała urazu mózgu, nie raz była posiniaczona. Twierdzi on też, że mąż Terri chciał kiedyś pobić także jej siostrę, swoją szwagierkę w jego domu i musiał on bronić swej córki.

Ale drugie pytanie jest chyba ciekawsze. Dlaczego sądy solidarnie stoją po jego stronie? Dlaczego to dążenie współczesnego świata do legalizacji zabijania osób niepełnosprawnych, słabych, chorych? Dlaczego ta kultura śmierci tak się powoli, ale nieustannie rozwija?

Gdy w Holandii zalegalizowano eutanazję, głosy sprzeciwu mówiły, że to będzie tylko pierwszy krok i zanim się obejrzymy, „lekarze” zaczną stosować eutanazję niecałkiem dobrowolną i nie tylko na starych ludziach, ale też chorych dzieciach. Większość zwolenników eutanazji oburzała się na takie argumenty, uważając je za złośliwości tych nawiedzonych, twardogłowych fundamentalistów chrześcijańskich. Cóż, nie minęło wcale wiele lat i już jest faktem wiadomym wszystkim, że w Holandii zabija się pacjentów nie tylko bez pytania o ich opinię, ale wręcz wbrew ich zgodzie. Podobnie z chorymi dziećmi. Nie rodzina, nie same dzieci, ale „lekarze” decydują, kto będzie żył, a kto musi umrzeć.

Przypomina się znowu grzech prarodziców. Sami chcieli decydować, co będzie grzechem. Chcieli być równi Bogu. Patrząc na tych sędziów i na tych lekarzy trudno się oprzeć wrażeniu, że im o to właśnie chodzi. Być panem życia i śmierci. Odebrać ludziom prawo do decydowania o swym życiu, o swym istnieniu. Prawo nadane nam przez Boga. Ale oni, mając władzę, mogą nam to prawo odebrać, robiąc się w swych oczach równych Bogu.

Smutne to i dlatego o tym piszę. Smutne, bo nie wiemy, kto będzie następny. Nazistom najpierw przeszkadzali chorzy, kalecy. Potem Żydzi i cyganie. Później Słowianie, kapłani i osoby o innych poglądach politycznych. Ale gdy my teraz nie zaczniemy głośno krzyczeć w obronie Terri, nie mamy żadnych gwarancji, że za parę lat nie będziemy następni na liście. A przynajmniej zacznijmy się wszyscy modlić o to, żeby kultura śmierci nie zwyciężała już więcej.

Modlitwa może być i jest skuteczna, bo to nie jest walka polityczna. To jest walka duchowa. Walka między Dobrem a złem, ale Dobrem osobowym, personalnym, Bogiem, a złym, szatanem, ojcem kłamstwa, który robi wszystko, co może, żeby nas od bożej Miłości oddzielić. I właśnie modlitwą możemy pokonać złego. Walka jest nierówna, bo szatan nie może zwyciężyć Boga. Tu nie ma nawet porównania. Szatan byłby bezsilny, gdyby nie my. To my jesteśmy jego sojusznikami, jego żołnierzami. Zresztą, jak już mówiłem, jemu wystarczy, że większość z nas nic nie robi.

Bóg dał nam najwspanialszy dar, jaki tylko mógł nam ofiarować- wolną wolę. W ten sposób wywyższył nas niesamowicie, ale też zaryzykował. Gdyż dar wolnej woli musi się wiązać z tym, że możemy wybrać zło. Inaczej nie byłaby to żadna wolna wola. Szatan wykorzystuje to bezlitośnie. Ale nie bądźmy głupcami. Nie szkodzimy nikomu, oprócz siebie. Zacznijmy się sprzeciwiać kudłatemu, a ten podwinąwszy ogon pod siebie ze skomleniem zwieje do piekła, które mu Bóg już przygotował. Nie zapominajmy, kim jesteśmy. Bóg nas stworzył i odkupił. Należymy więc do Niego i to podwójnie. Nie sprzedawajmy się więc tanio szatanowi.

21. lutego będzie kolejny sąd rozpatrywał odwołanie się rodziny Terri od zgody na zaprzestanie karmienia jej. To już jutro. Gdy sąd nie przedłuży sprawy, we wtorek jej mąż zacznie ją głodzić i rodzina będzie bezsilna. Pomóżmy jej naszą modlitwą. Może Miłosierny Bóg się nad nią i nad nami wszystkimi zlituje. Może ta kultura śmierci umrze wreszcie. I narodzi nowa epoka, gdzie życie każdego człowieka będzie miało wartość dla nas. Tak, jak ma ono wartość w oczach Boga. Bo nasze życie jest darem od Niego, a On nie daje nam tanich i bezwartościowych prezentów.

Audycja o której wspominałem na początku będzie w archiwach radia EWTN za parę dni. Gdy się to stanie, po kliknięciu TUTAJ będzie można jej posłuchać. Potrzebny jest Real Player do wysłuchania jej. Audycja jest, rzecz jasna, po angielsku i sam wywiad z ojcem i adwokatem Terri zaczyna się po kilkunastu minutach od początku audycji.

Na stronie www.hiob.us jest ten sam tekst i można bezpośrednio pod nim dodać swoją opinię. Tak, jak pod innymi felietonami. Zapraszam do skorzystania z takiej możliwości.